2021 – XXV Sopot Molo Jazz Festival

XXV Sopot Molo Jazz Festival – 6 – 8 sierpnia 2021

 

  • EXTRADITION QUINTET + Wojciech Staroniewicz > Marcin Janek (sax), Piotr Szlempo (tp), Ignacy Wiśniewski (p), Paweł Urowski (db), Maksymilian Kredt (dr)
  • ADAM GOLICKI TRIO > Adam Golicki (dr), Maciej Grzywacz (g), Piotr Lemańczyk (bg, db)
  • OLA MOŃKO QUARTET > Aleksandra Mońko-Allen (p), Tomasz Grzegorski (sax), Paweł Urowski (db), Arek Skolik (dr)
  • RIVERBOAT RAMBLERS > Siergiej Kriuczkow (tp, voc), Marcin Janek (sax), Marek Jurski (p), Jurij Miszczenko (db), Roman Ślefarski (dr) + Jerzy Detko (cl)
  • FILIP ŻÓŁTOWSKI QUARTET > Filip Żółtowski (tp), Szymon Zawodny (sax), Wojciech Wojda (key, p), Mikołaj Stańko (dr)
  • ARTUR JUREK HAMMOND QUARTET +goście > Artur Jurek (org), Darek Herbasz i Tomasz Grzegorski (sax), Tomasz Sowiński (dr)
  • MARCIN PATER TRIO > Marcin Pater (vib), Mateusz Szewczyk (db, bg), Adam Wajdzik (dr)
  • RADZIEWICZ-NASH-SIKAŁA-GAWDZIS > Jacek Rodziewicz (sax, key), Maciej Sikała (sax), Marcin Gawdzis (tp), Steve Nash (key).
  • SŁAWEK JASKUŁEK (p) – recital na jedyny w Europie fortepianie prostostrunowym.

 

Jam Session: Grand Pavillion – Radisson Blue Hotel oraz ogródek Koło Molo.

 

Dyrektor festiwalu: Marcin Jacobson

Współpraca: Grażyna Dobrzyńska i Arkadiusz Jagodziński.

 

Finansowanie: Wydział Kultury UM w Sopocie, ZAiKS, STOART, Radisson Blue Sopot

 

 

 

 

 

Jam Session: Grand Pavillion – Radisson Blue Hotel oraz ogródek Koło Molo.

Dyrektor festiwalu: Marcin Jacobson

Współpraca: Grażyna Dobrzyńska i Arkadiusz Jagodziński.

Finansowanie: Wydział Kultury UM w Sopocie, ZAiKS, STOART, Radisson Blue Sopot

Współorganizator: Stowarzyszenie Muzyków Jazzowych w Sopocie.

Współpraca: Polmuz i Classic Moto Story.

W „Jazz Forum” taki ścisk, że z bólem serca skreślono parę istotnych (jak mi się wydaje) lub zabawnych opinii i cytatów. Komu więc jazz miły, by mieć pełny obraz Sopot Molo Jazz Festival mojego pióra, niech czyta poniższe fragmenty, jakie zostały z mojej recenzji skreślone.
Notka z pierwszego dnia:
„Trzecia propozycja owego dnia to zespół pod egidą pianistki Oli Mońko-Allen. Liderka wydawała się nie do końca rozumieć, czym są swing, drive i groove – i ową niewiedzą skutecznie zwalczała wszelkie starania o jazzowy sznyt utworów, o który rozpaczliwie walczyli świetni skądinąd muzycy: Tomasz Grzegorski na tenorze czy w sekcji Arek Skolik. Nie mieli szans z tak zdecydowaną przeciwniczką intuicyjnej jazzowej frazy, więc zmagania zakończyły się porażką frakcji grającej co trzeba, kiedy trzeba i z feelingiem.”
O jam session po pierwszym dniu:
„Szkoda, że po występie Hajduna zniknął z estrady fortepian elektroniczny, przez co całkiem udane jam session z konieczności obywało się bez instrumentu harmonicznego. „
O gościnnym występie Jurka Detko:
„W końcówce pojawił się na scenie gość specjalny – klarnecista i wokalista Jerzy Detko, lider i muzyk wielu trójmiejskich zespołów od lat 60. do dziś. Przyznał się, że ostatnio nie za często ćwiczył na klarnecie (co regularnie powtarza od lat kilkudziesięciu), ale jego urok to nie technika instrumentalna , lecz „wysoka zawartość jazzu w jazzie”. Wspólnie i z sukcesem wykonano więc All of Me.”
O Darku Herbaszu i Leszku Dranickiem, przy okazji o Muniaku:
” Delektując się wraz z publicznością (której entuzjazm wyrażało natężenie oklasków) repertuarem, kolejny raz miałem okazję przepowiedzieć sobie, że Darek Herbasz jest jednym z dwóch, po odejściu Szukalskiego i Muniaka, aktywnych polskich saksofonistów, grających autentyczny swing (nie mylić z jazzem mainstreamowym) na światowym poziomie (drugi to rzecz jasna Adam Wendt). Od lat dziwię się, że tej klasy muzyk co Herbasz, na własny oryginalny sposób nawiązujący do tradycji Bena Webstera, Colemana Hawkinsa czy Lestera Younga (ale nigdy nie imitujący) nie jest dziś członkiem orkiestry Marsalisa w Lincoln Center czy gwiazdą światowych festiwali.
Podobne pytanie stawiam sobie, gdy słyszę Leszka Dranickiego, wokalistę i gitarzystę w jednej osobie. Bo to on został zaproszony przez lidera kwartetu, by zagrał i zaśpiewał dwa utwory. Na własny użytek, miękki lecz sugestywny w wyrazie głos Dranickiego, porównuję z Chet’em Bakerem, bo podobna melancholia wyrazu. Ale Dranicki głosem przekazuje więcej własnej prawdy o życiu, gdy śpiewa tak wydawałoby się ograne utwory jak Autumn Leaves czy Everyday I Have the Blues. W Sopocie zabrzmiały one wręcz zjawiskowo. To dopiero połowa prawdy o Dranickim. Druga połowa to gra na gitarze. W jednym czy dwóch chorusach jako improwizator potrafił zawrzeć – bez jednej nuty przypadkowej – kwintesencję potencjału interpretacyjnego utworu. Jego solówki z tego powodu powinny być zapisywane i okazywane jako wzorce studentom wydziałów jazzowych, to dla mnie jasne. Gdy po koncercie gratulowałem Leszkowi klasy i elegancji, ten dość pesymistycznie zapatrywał się na kontynuację przez młodych muzyków stylistyki, w której on czuje się jak ryba w wodzie. Ale na koniec rozmowy przypomnieliśmy sobie słowa nieocenionego Janusza Muniaka, który mówił mniej więcej tak: „Trzeba grać, bo jak nie, to zamiast nas będą grać jakieś ch…je.”
Moje podsumowanie:
„I tym optymistycznym akcentem kończę reminiscencje z dwudziestopięcioletnią tradycją w tle.”
A ów optymistyczny akcent wynikł ze znakomitej gry Marcin Pater Trio.
I tyle tytułem uzupełnienia.